czwartek, 13 marca 2014

Wypadki


Wypadki lotnicze, jak żadne inne, wywołują ogromne zainteresowanie i mediów i nas samych.  Katastrofa samolotu jest niestety medialna. Wywołują grozę na kilka następnych tygodni.  Te tygodnie skutecznie zapełniają czerwone paski w serwisach informacyjnych, bardziej lub mniej zorientowani eksperci, szukający przyczyn na ekranach TV.


Czasem ich wiedza, tylko dlatego, że jest skromna sprzedaje się jednak najlepiej. Można sobie bezkarnie pospekulować…

Pomiędzy tym wszystkim jest ogromny smutek i rozpacz najbliższych.
To jest też czas, kiedy wypadki lotnicze odnajdują specjalne miejsce w naszych uczuciach i  myślach. Mamy wtedy ogromne poczucie bezradności, paraliżującego strachu.

Inne emocje towarzyszą wypadkom samochodowym, zatonięciom statków z 150 ofiarami niż wypadkom lotniczym, nawet z mniejszą liczbą zaginionych.
Co sprawia, że jedno jest straszniejsze od drugiego. Liczba ofiar? Nie.
To jest nasze poczucie bezradności, pełnej niemocy.


Jeżeli umiem pływać, czujemy, że jest szansa na przeżycie. W pędzącym aucie, można próbować się manewrów. W pociągu się przemieszczać. Są jakieś możliwości. Nie oceniam, jak duże, być może niewielkie ale dające nadzieję.
Samolot uderzający w wodę z prędkością 900km/h nie daje nawet nadziei...o
znacza koniec.

Pisaliśmy o myślach... naszym sposobie myślenia.
Teraz napiszemy o faktach, które przeczą temu co powyżej. Czasem mocno.

Wypadek lotniczy to nie zawsze jest tragiczny koniec. Jest bardzo dużo takich wypadków, w których pasażerowie przeżyli. To tylko kilka przykładów na to, że katastrofa nie zawsze oznacza właśnie "koniec wszystkiego". 
1. 2011 r. – lądowanie Boeinga 767, Warszawa, bez ofiar
2. 2013 r. – lądowanie Boeinga 777, San Francisco, 270 os. przeżyło, 3 os. śmiertelne. Samolot zahaczył ogonem o próg  pasa. Ogon, podwozie i silniki oddzieliły się od kadłuba samolotu. Trapy ewakuacyjne jednak zadziałały prawidłowo, umożliwiając ewakuację pasażerów i załogi. Po kilku minutach samolot spłonął.
3. 2009 r. – lądowanie Airbusa 320,  Nowy Jork, rzeka Hudson. Bez ofiar. Samolot zderzył się z grupą ptaków. Utracił moc w obu silnikach, jednak awaryjnie wylądował na rzece. 
Kto uważnie słucha procedur bezpieczeństwa? Tylko część z nas. Reszta mości się na fotelu, wyciąga coś z torebek, szuka telefonów, ba…. zakłada słuchawki na uszy i słucha muzyki.

Aby pomóc sobie, aby pomóc pasażerowi obok, alby pomóc załodze, która wydając polecenia do nagłej ewakuacji np. podczas wodowania nie będzie miała czasu powtarzać niczego. To będą krótkie komendy. Jeżeli słyszymy komendę „pozycja awaryjna”, nie szarpiemy z  fotela przed nami instrukcji bezpieczeństwa, żeby zobaczyć jak wygląda – głowa w dół, łapiemy się za kostki i tyle. Buty już zdjęte.

Musimy uwierzyć, że są takie rzeczy na które wpływa mamy i możemy zminimalizować ryzyko. Na pewno są nimi procedury bezpieczeństwa. Na niektóre nie mamy. I jest to splot wydarzeń, które doprowadzą do wypadku lotniczego. Pisaliśmy o teorii plastrów sera.
Model ten, nazywany „modelem sera szwajcarskiego”, ilustruje w jaki sposób wektor przechodzi bez zatrzymania przez poszczególne warstwy  -  elementy systemu bezpieczeństwa oraz okoliczności sprzyjające podejmowaniu błędnej decyzji i nie napotykając na żaden opór, prowadzi do katastrofy.

Ludzie odchodzą od nas codziennie i w liczbie większej niż niejeden samolot. Nikt o tym nie wspomina.  Ochodzą w ciszy.
Samolot jest spektakularny. Nie będziemy jednak rozważać co się mogło stać z samolotem Malesia Airlines, co chwilę zresztą pojawiają się nowe informacje.

Nie naddajmy wypadkom znaczenie i miejsca bardzo wyjątkowego w naszych głowach.

Lotnictwo nie jest bezwypadkowe, ale jest najbezpieczniejsze wbrew temu co podpowiada nam wyobraźnia. Jest tylko bardziej nośne medialnie. Pamiętajmy o tym, kiedy w przypływie emocji zaczniemy rezygnować z lotu samolotem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz